Żerdzie jak trzeba, świeże gałęzie brzozowe, kiełki, warzywa z własnego, miernego ogródka (najlepiej rośnie wszystko to co zielone i nad ziemią ;)) Ptaszory firanki atakują, ułożenie ich ciągle poprawiają za co mi po głowie się dostaje. Dzioby drą tak, że czasami rozmawiać nie można swobodnie. Meble im bardzo smakują i wyjątkowo nadają się do ... powiedzmy, sprzątania przeze mnie. Kłótnie i miłości w tej samej chwili odprawiają. Nieznajomych trelami wysoko tonowymi traktują.
I jak się odwdzięczają? Kolejne trzy jajeczka, z których nic wyniknąć nie może.
Rano z chęcią bym wymienił którąś na "chłopaka". Po południu, gdy usiądę w pobliżu, a ta co chłopakiem miała być, przez klatkowe pręty zbliży się, zagląda, podpatruje, szczebiotem zaczepia, to... ale żeby usiadła choćby w pobliżu, palucha pozwoliła ugrzać w pierzach kolorowych (co niebezpieczne może się okazać dla właściciela palca), pomiziać się i mię - to już niedoczekanie moje.
Ot, nierozłączna ciekawość i dźwięczność.